3# We were born to die
Wyszłam dzisiaj z domu. Po raz pierwszy podczas tych ferii spotkałam sie z jedyna moją znajomą ze szkoły. Zrobiłam to choć tak bardzo się bałam. Jednak większy strach odczuwałam na myśl, że będę musiała zostać z domu z pełnymi szafkami jedzenia. Pojechałam na rowerze w celu spalenia większej ilości kalorii.
Z koleżanką z którą się spotkałam nie mam zbyt wiele wspólnych tematów. Ona żyje we własnym świecie. Ma swoje problemy, które z mojego punktu widzenia wydają się tak błahe, że aż przykro o nich słyszeć. Przesiedziałam u niej jedynie godzinę, ponieważ dłużej nie mogłam z nią wytrzymać i poszłam samotnie zwiedzać miasto. Samotność daje mi ukojenie. Nie lubię dzielić mojego czasu z innymi ludźmi.
Na obiad zrobiłam sobie naleśniki. Potrzebowałam zjeść coś na słodko, a nie chciałam znów objadać się wysoko przetworzonymi produktami, bo bałam się, że resztę dnia spędzę nad muszlą klozetową.
Po obiedzie czułam wyrzuty sumienia, lecz starałam się z nimi walczyć. Popracowałam z mamą na dworze, w celu spalenia przyjętych kalorii.
Resztę dnia spędziłam przed telewizorem, a wieczorem poszłam na spacer. Teraz wykonuje ćwiczenia z internetu, gdyż dawno tego nie robiłam.
Dzisiaj są 50-siąte urodziny mojego idola Kurta Cobaina. Kiedyś napisałam na poprzednim blogu dość sporego posta o nim oraz o Nirvanie.
Zainteresowanych odsyłam:
Teraz rzadko słucham ich tekstów. Działają na mnie w dziwny sposób. Być może kiedyś wrócę do tego rozdziału w moim życiu, ale nie teraz.. Teraz nie ma na to czasu.. Teraz nie ma na to miejsca....

Uwielbiam Nirvanę, przez wiele lat Cobain był również i moim idolem.
OdpowiedzUsuń